poniedziałek, 16 czerwca 2014

W pogoni za Panem Darcym - "Austenland"



Źródło: joblo.com


Jane jest wyjątkowa: ma XVIII-wieczną wrażliwość, pija herbatę w ręcznie malowanej porcelanie, jej sypialnia przypomina mauzoleum powieści Jane Austen, a od żywego chłopaka na kanapie obok woli... Pana Darcy'ego w telewizji! Brzmi znajomo? Ten film jest dla Ciebie!



A więc twierdzisz, że od 13 roku życia zaczytujesz się w powieściach Jane Austen i znasz doskonale realia życia tamtych ludzi? Sprawdźmy to! - takie wyzwanie rzuca naszej bohaterce właścicielka Austenland - krainy, w której nie istnieją (przynajmniej według Regulaminu) współczesne zachowania i zabawy, ani też nowoczesne wynalazki. Królują tu konwenanse, dawne stroje, a haftowanie pod okiem wziętych aktorów odgrywających angielskich dżentelmenów jest najbardziej godziwą rozrywką. Jane nie trzeba dwa razy przekonywać, że to idealne miejsce, żeby wreszcie zerwać ze staropanieństwem i znaleźć miłość na miarę Pana Darcy'ego - przeznacza wszystkie oszczędności na wakacyjny turnus i...



Źródło: filmweb.pl


...no cóż, nawet nie przypuszcza, jak bardzo upodobni się do bohaterek swoich ukochanych powieści - na turnusie "standard" (podczas gdy reszta pań ma "platynowy"), jako "panna bez fortuny" może liczyć na "specjalne" względy... 






A na jakie względy Ty możesz liczyć? "Austenland" to tak naprawdę opowieść o tym, że od XVIII wieku niewiele się zmieniło i... zmieniło się wszystko. Relacje damsko-męskie wciąż tak samo skomplikowane, a  cała otoczka obyczajowa wcale nie mniej. I gdzie w tym wszystkim znaleźć Pana Darcy'ego? Zanim Jane zda sobie z tego sprawę, wypowie słowa niczym z powieści Jane Austen: "Jestem sama, ponieważ najwidoczniej jedyni dobrzy mężczyźni są fikcyjni". Zabawne, pouczające i całkowicie "charming" - ale o wiele bardziej, niż "dziedziczka fortuny", Panna Charming! ;)


Jakiś czas temu na portalu lubimyczytac.pl miała miejsce dyskusja o literackich miłościach i ideałach. Bez wahania wystukałam: "Pan Darcy". Siedem osób zalajkowało moją wypowiedź, a oprócz tego naliczyłam jeszcze 16 głosów za Panem Darcym. "Co jest z tym Panem Darcym?" - padło pytanie od męskiego rodzynka w dyskusji. Podobnie jak wtedy, tak i teraz niespecjalnie chce mi się tłumaczyć, że to ten cudowny urok dżentelmena i niegrzecznego chłopca w jednym - grunt, że działa i że jest więcej Panów Darcych wśród nas, niż nam się wydaje. ;)


Źródło: www.keepcalm-o-matic.co.uk 

P.S. A taką torbę w stylu Jane to i ja bym sobie chętnie sprawiła. ;)

piątek, 6 czerwca 2014

Stare, ale jare - czyli o tym, że w teatrze klasycy nadal mają się dobrze

Na ostatnich zajęciach z analizy dramatu profesor rzekł do nas: "A teraz, żeby państwo nie myśleli, że czytamy tylko takie starocie, dostaniecie do przeczytania sztukę Masłowskiej". Zdębiałam! Masłowska i dramatopisarstwo? Pisarka, piosenkarka, celebrytka i dramatopisarka w jednym! Jak to mówią: jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do... 


Na polskiej scenie teatralnej pojawia się coraz więcej współczesnych tekstów teatralnych (już nie stricte dramatów!). Nie chcę przesądzać, czy to dobrze, czy źle - zmiany są rzeczą normalną, ważne, żeby szły w dobrym kierunku. Czy jednak aby na pewno idą? Chyba niekoniecznie - widzę to po recenzjach i opiniach teatrologów ze swojego środowiska uniwersyteckiego, zresztą studenci też raczej podzielają ich opinię. Adaptacje współczesnych tekstów mają to do siebie, że rzadko kiedy są w stanie wyjść poza to, co proponuje tekst, wydobyć z nich drugie dno, pogłębić ich analizę. Wciąż znacznie większe możliwości reinterpretacyjne dają "starocie" klasyki dramatu oraz nowsze teksty o charakterze intertekstualnym, takie jak chociażby sztuka Toma Stopparda - "Rosencrantz i Guildenstern nie żyją". Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu może poszczycić się jej genialną adaptacją (sztuka odwołuje się do zdarzeń "Hamleta" Williama Szekspira, które rozpatrywane są z perspektywy przyjaciół Hamleta, co staje się przyczyną do opowiedzenia ich własnej historii). Jest świeżo, nowocześnie, a przy tym głęboko i po szekspirowsku.

Zastanawialiście się jednak, co sprawia, że mimo wszystko szybciej pójdziemy na spektakl pod znanym tytułem, niż jakąś dziwaczną nowość? Choć pewnie długo można o tym myśleć i dyskutować, to wydaje mi się, że głównie chodzi nam o poczucie bezpieczeństwa. Wybieramy coś znajomego, do czego mamy pewne podstawy, a jednocześnie wciąż liczymy, że zostaniemy w jakiś sposób zaskoczeni. Niekoniecznie musieliśmy wcześniej znać ten dramat - wystarczy, że wiemy co nieco o jego autorze. Albo kojarzymy tytuł. Znacie to? Carmen, My Fair Lady, Madame Butterfly? Pewnie! Tak samo: jeśli czytaliście kiedykolwiek Czechowa i zachwyciliście się nim, to jest wielkie prawdopodobieństwo, że wybierzecie się na inną jego sztukę do teatru. Ja tak zrobiłam - i nie żałuję.



Źródło: http://teatrpolonia.pl/event-data/1330/32-omdlenia



Zupełnie odrębną rzeczą jest kwestia chodzenia do teatru "na aktora". Powszechna przed wojną, w naszym popkulturalnym świecie zaczyna ponownie dochodzić do głosu. Zdarzyło się Wam wybrać na jakiś spektakl, bo na afiszu widniało głośne nazwisko, albo znajoma twarz? No właśnie.
Miesiąc temu całkowicie uległam magii trzech wielkich nazwisk polskiego teatru - Janda, Stuhr i Gogolewski. Ze spektaklem na podstawie jednoaktówek Czechowa, gościnnie w toruńskim Teatrze im. Wilama Horzycy. Czego można było chcieć więcej?
W momencie, gdy piszę ten post, "32 OMDLENIA" zostały zagrane już 103 razy! Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że sukces przedstawienia jest zasłużony - jeśli tylko będziecie mieli okazję, odwiedźcie Teatr Polonia w Warszawie 17, 18, 19 lub 20 sierpnia o 19:30. Czemu? "32 OMDLENIA" mają wszystko to, co w teatrze lubię najbardziej! Otóż ten "staroć", ten klasyczny Czechow, zachwyci Was pięknymi epokowymi kostiumami i zaskoczy scenografią oszczędną na tyle, żeby zaznaczyć przestrzeń i czas, a przy tym nie zawęzić, lecz rozbudzić Waszą wyobraźnię. A gra aktorska? Dość powiedzieć, że Jerzy Stuhr jest tak samo zabawny na scenie, jak w swoich najlepszych filmowych rolach komediowych, Ignacy Gogolewski w niezwykły sposób zmienia się ze służącego w pana domu, a Krystyna Janda przyciąga wzrok każdym najdrobniejszym gestem. Jeśli chcecie zobaczyć dobrą sztukę w mistrzowskim wykonaniu - nie zastanawiajcie się długo i już zaplanujcie wakacyjny wypad do teatru! :)


A co do Masłowskiej - zabierałam się do lektury jej dramatu ze średnim entuzjazmem (nie przebrnęłam przez ani jedną jej powieść...). Czytanie dramatu - o dziwo -  ukończyłam, ale wciąż pozostałam fanką klasyków... ;) Teraz z ciekawością czekam na sceniczną adaptację "Między nami dobrze jest", bo tekst mnie zaciekawił, choć nie porwał. A kto chce wiedzieć, jak ostatecznie oceniłam dzieło Masłowskiej, niech sprawdzi na lubimyczytac.pl! :)