Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy podchodziłam do tej książki, nie udało mi się jej ukończyć. To były czasy liceum, niedojrzałości i tym większego zafascynowania piórem Jane Austen. "Duma i uprzedzenie" do dziś figuruje wśród moich ulubionych tytułów.
Kilka ładnych lat później postanawiam zmierzyć się z "Emmą" Jane Austen ponownie, w przeświadczeniu, że po tylu opasłych i ciężkich lekturowo tomach na studiach, ta powieść nie powinna sprawić mi większych trudności.
A po około 70 stronach mam już dość. I sama nie wiem czego - czy tego, z jaką przyjemnością większość angielskich bohaterów rozprawia o pogodzie i chorobach, czy też nieustającego potoku słów "poczciwej panny Bates", która doprawdy przyprawia mnie o wiercenie się na krześle i chęć definitywnego wyłączenia czytnika, a przynajmniej ponownego zaniechania lektury tego jakże nobliwego tytułu. Zaczynam się domyślać, co było przyczyną poprzedniej nieudanej próby.
Ale brnę dalej. I uświadamiam sobie, że to co czytam jest w istocie arcydziełem. Bo przecież tacy ludzie, jak panna Bates, czy pani Elton, otaczają nas ze wszystkich stron. Sama mogłabym wskazać odpowiednik każdego z bohaterów w swoim życiu. A Emma? Cóż, jeśli nie ma być alter ego czytelniczek, to przynajmniej stara się nam uświadomić, że każda kobieta ma w pewnym stopniu manię nieomylności i nie zawsze dobrze na tym wychodzi.
I tak dotarłam do 150 strony, od której pochłonęłam całość w zastraszającym tempie. Popołudnia na herbatce u pana Woodhouse'a przestały już przerażać rozciągłością wywodów. Po prostu bardzo mnie wciągnął ten XIX-wieczny świat pikników, odwiedzin, wzajemnej większej lub mniejszej adoracji, a przede wszystkim wyjątkowych umiejętności operowania językiem w taki sposób, aby powiedzieć tylko to, na co ma się ochotę i żeby na pewno dotarło to w sposób właściwy do adresata (co zabawne, mimo tych zdolności bohaterom nie udaje się uniknąć pomyłek).
Oczywiście, jak na książki Jane Austen przystało, musi się pojawić wspaniały męski bohater. Pan Knightley ujął mnie szczerością i wrażliwością serca na tyle, że po raz kolejny przypomniałam sobie słowa autorki: "Świat cierpi na brak mężczyzn, szczególnie tych, którzy są cokolwiek warci". A może wcale nie? Może po prostu, tak jak Emma, nie zauważamy ich w naszym życiu? ;)
Dwie godziny po wyłączeniu czytnika na ostatniej stronie "Emmy" napisałam do przyjaciółki z pewną wielką nowiną i zrobiłam to w iście Austenowskim stylu - co skonstatowałam z wielkim rozbawianiem. Mimo wszystko więc, a może właśnie dlatego, jest to książka bardzo dobra i zasługująca na swoją pozycję w świecie literatury.
P.S. To kolejna książka przeczytana w ramach wyzwania Przeczytam 52 Książki w 2015, o którym pisałam TU. Jednocześnie zachęcam Was do śledzenia mojego profilu na portalu lubimyczytac.pl :)
A jeśli spodobały Wam się akwarele, które przemyciłam pomiędzy akapitami, zachęcam Was do obejrzenia całego zbiorku (KLIK!), jest naprawdę urokliwy! :)